piątek, 18 maja 2012

1. Pierwsze spotkanie.

Siedziałem w poczekalni i czekałem na swoją kolej. Nienawidziłem przebywać w szpitalu. Przypominało mi to o wypadku, który miał miejsce dwa lata temu, gdy miałem 15 lat. Po tamtym wydarzeniu przeprowadziliśmy się z mamą do Londynu aby zacząć nowe życie.
- Pan Styles, lekarz już na pana czeka.- oznajmiła jakaś brązowowłosa pielęgniarka. Wstałem na drewnianego krzesła i otworzyłem drzwi od gabinetu lekarskiego. Mężczyzna wykonał swoją pracę i po szczepionce nie było ani śladu. Oczywiście nie obyło się bez wyrywania i prób ucieczki z pomieszczenia. Ruszyłem w kierunku windy. Nacisnąłem czerwony przycisk i czekałem na swój transport. Gdy drzwi się otworzyły w środku znajdował się tylko jeden chłopak. Miał około 20 lat, brązowe włosy i niebiesko-zielone oczy, które tryskały energią. Dołączyłem do niego i w ciszy czekałem na swoje piętro.
Nagle winda zatrzymała się, a światło zgasło. Otworzyłem szeroko oczy i spojrzałem na tajemniczego chłopaka. Rozglądał się po pomieszczeniu, a następnie jego wzrok padł na mnie.
- Chyba utknęliśmy.- stwierdził i zaśmiał się cicho. 
- Ciebie to śmieszy ?- zapytałem przerażonym głosem.
- No może odrobinę. Jeden plus jest taki, że nie muszę siedzieć tutaj sam.- odpowiedział. Usiadłem na podłodze i podciągnąłem kolana pod brodę.
Godzinę później nadal tkwiliśmy w tym samym miejscu. Zacząłem kołysać się i lekko mówiąc panikować.
- My tu umrzemy.! Jestem za młody na śmierć.! Jeszcze tyle chciałbym w życiu zrobić.!- trajkotałem jak najęty.
- Spokojnie zaraz nas wyciągną. Zobaczysz. To tylko kwestia czasu- uspokajał mnie.
- Siedzimy tu już ponad godzinę. Ja dłużej tego nie wytrzymam. Miałem iść tylko na głupią szczepionkę, a teraz siedzę zamknięty w tej windzie.- chłopak patrzył na mnie z rozbawieniem.
- Jestem Louis. Louis Tomlinson.- przedstawił się i podał mi dłoń.
- Harry Styles.- uśmiechnąłem się lekko do niego i także podałem mu swoją rękę.
Godziny mijały a my nadal siedzieliśmy w windzie. Chłopak, znaczy się Louis, tak chyba Louis był bardzo spokojny. Wyciągnąłem telefon i spojrzałem na wyświetlacz. Pięknie nie mam zasięgu. 
- A jeżeli nas nie znajdą ?- zadałem to pytanie już kolejny raz.
- Spokojnie siedzimy tu dopiero trzy godziny.- usiadł obok mnie i zmierzwił mi włosy, co nie powiem było bardzo przyjemne.
- Po co byłeś w szpitalu ?- zapytałem.
- Moja siostra ma wrodzoną wadę serca. Przywiozłem ją dzisiaj na tygodniową kontrolę.- oznajmił. Rozmowy toczyły się na różne tematy. Znaliśmy się niecałe pięć godzin a rozmawialiśmy jak starzy dobrzy przyjaciele.
Nagle światło zamrugało i zapaliło się. Winda podskoczyła i zaczęła powoli opadać. Drzwi uchyliły się, a ja wyskoczyłem z niej jak poparzony. 
- WOLNOŚĆ.!!- krzyknąłem.
- Mówiłem, że w końcu nas wyciągną. - powiedział i posłał mi jeden ze swoich promiennych uśmiechów. Zapiąłem bluzę i pomachałem mu.
- To do zobaczenia- wyszczerzyłem się jak idiota i opuściłem teren szpitala. Kto by pomyślał, że tyle czasu spędzę w tym piekielnym pomieszczeniu. Idąc ulicą nie mogłem wyrzucić ze swojej głowy Louisa.
Byłem ciekawy czy spotkam jeszcze kiedyś tego niebieskookiego chłopaka. 
Założyłem słuchawki na uszy i nim się zorientowałem byłem już przy drzwiach od swojego domu. Wyjąłem klucze z  kieszeni spodni i uchyliłem drzwi.
- Mamo jestem .!- wydarłem się, ale odpowiedziała mi tylko cisza. Udałem się do kuchni. Na stole leżała różowa karteczka.
"Musiałam jechać do pracy. Obiad masz w lodówce. Kocham cię 
                                                                        Mama."
Zgniotłem kartkę i wrzuciłem do pojemnika na śmieci. Jasne do pracy. Zapewne siedzi teraz u swojego chłopaka i pieprzy się z nim na prawo i lewo. Może i to brzmi strasznie, ale ona wcale nie była taką kochaną mamusią. Po śmierci mojego ojca przestała zwracać na mnie uwagę. Robiła to co musiała. Czyli obiad i praca. Zajrzałem do lodówki.
Mleko, jogurty, masło... o zapiekanka. Wyjąłem ją i włożyłem do mikrofali. Po trzech minutach usiadłem na kanapie i chwyciłem pilot. Przeskakiwałem z kanału na kanał w poszukiwaniu czegoś interesującego, co jakiś czas wkładając widelec do ust. Spojrzałem na zegarek i gwałtownie zerwałem się z wygodnej kanapy. Chwyciłem kartki, które leżały na stole w salonie i pognałem na pocztę.
_________________________________________________________________________________
Oto pierwszy rozdział. 
Komentujcie bo nie wiem czy kontynuować tę przygodę dalej.

1 komentarz:

  1. No więc... AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!! Już to kocham!!!! Miałaś świetny pomysł na początek, mam nadzieję, że w następnych rozdziałach też dasz radę;P Rozpieprzył mnie fragment: "Zapewne siedzi teraz u swojego chłopaka i pieprzy się z nim na prawo i lewo." xD Owszem, jest naładowany goryczą, ale nie sądziłam, że coś TAKIEGO napiszesz ;P (nie chodzi mi o to, że jest zły, jest nieoczekiwany i zajebisty:P)
    Zapowiada się naprawdę świetnie;) Dzięki za rozdział;** <3
    kotecek_

    OdpowiedzUsuń